4. 

Wybudzona zostalam o 3:09. Nie wiedzialam co sie dzieje. Zgubilam sie gdzies w otchłani mojego splątanego umysłu. Gdzie jestem ?

Koszmary weszły dziś do mojej głowy bardzo ochoczo, rozpełzły się po niej chichocząc bezczelnie i wydobywając najgorsze wspomnienia i związane z nimi uczucia, emocje przepełnione strachem, które układały w nowe jeszcze gorsze i przykrzejsze historie, płatając figle wszystkim racjonalnym sytuacjom, które nagle w przypływie nocy straciły sens, a moje życie w niedobudzonej półświadomości zdawało się być mieszaniną snu i jawy, bez miejsca, bez sensu i bez nadziei.

Gdy zyskałam świadomość w 90%, a oczy ulokowały mnie jednak w moim własnym łóżku z koronkową pościelą i czarnymi belkami barierki, a nie w szpitalnym w którym wylądowałam na własne życzenie i nie gdzieś w lesie który był elementem drugiego snu gdzieś w innej części mojego mózgu, nie pamiętając już treści tych obrazów, czułam jedynie to paskudne uczucie.

I nie potrafie go nazwać.. Potrafie co najwyżej poczuć to teraz, wydobyć jeszcze to co we mnie zostało sprzed godziny. Jest to jakaś mieszanka troski, dokonania czegoś przerażającego, nowych doznań, przygody, wstydu, dumy, beznadziei, wątłości życia, strachu, zwycięstwa nad sobą, samodestrukcji i radości ze zniszczenia swojej pracy.

Lubie takie sny. Innych koszmarów już nie miewam. Nie śni mi sie smierć, brud czy robactwo. Już nie.

Lubie to uczucie.

Każdego dnia wmawiam sobie, że tego nie potrzebuje, że nie jest to źródłem ludzkiego – Mojego – SZCZĘŚCIA, że błędnie postrzegam moje potrzeby, i tłumię w sobie pragnienie odczuwania tego co jeszcze przed chwilą było takie mocne, choć złudne i stanowiło jedynie namiastkę tego, co mogłabym poczuć jeszcze raz  – na prawdę, gdybym tylko chciała… Gdybym tylko chciała zniszczyć swoje życie… Gdybym tylko znów stała się obojętna. Obojętna na uczucia bliskich, mojej mamy. Przecież kiedyś przychodziło mi to tak łatwo. Byłam egoistką.

Chyba dalej nią jestem. Teraz tylko tłumię w sobie i przed wszystkimi moje prawdziwe paskudne oblicze, zdewastowane przez błędy neuroprzekaźników. Czasem zadaję sobie pytanie: Czy są na świecie ludzie, zdrowi na ciele i umyśle, którzy są podobni do mnie?

3. Wracając do. 

Nieprzespane noce towarzyszą mi zwykle gdy coś intensywnego dzieje się w mojej głowie, a moje zmęczenie fizyczne jest zerowe.

Obudziłam się 3.07 jakoś wieczorem, po 9 miesiącach bardzo intensywnego snu. Nie poczułam do siebie nienawiści, ani nie poczułam orzeźwienia poranku. Moje myśli wcale się nie oczyściły i wcale nie byłam w stanie myśleć trzeźwo.
Obudziłam się gdzieś na Biskupinie, gdzieś pomiędzy przystankiem tramwajowym a Chełmońskiego. Bardzo wolno myśli zaczęły na nowo aktywować się w mojej głowie i… ten proces chyba jeszcze trwa. Obok słyszałam intensywne bełkotanie, dość głośne i piskliwe. Wpadało do kanału słuchowego mojego prawego ucha, odbijało się echem po kolei… malleus… incus… stapes.. ale ich drżenie czułam w całym swoim ciele. Nie czekałam, aż to się skończy. Właściwie wolałam, żeby to trwało, żeby ten głos obok bełkotał nic nie znaczące dla mnie sekwencje, które nieanatomicznie wypadały lewym uchem… stapes.. incus .. malleus… bach, na rozpalony asfalt, niż żebym musiała je w jakiś sposób analizować i materializować w swojej głowie, a co gorsza – odpowiadać na nie.
Gdzieś pomiędzy „ide pić piwo” a „pierwsze pytanie, wiem drugie pytanie wiem..”, zaczęły dochodzić do mnie potrzeby fizjologiczne, żołądek krzyczał ‚Daj’, ale przełyk ‚Tylko spróbuj’, typowa dwoistość w głowie przenosi się na niekompatybilność organów wewnętrznych. Więc głowa zadecydowała ‚drogi Mr. Venter dostaniesz sok’, co było dobrą decyzją, gdyż moje kroki nie wędrowały już za „trzecie pytanie wiem”, ale do sklepu.

Gorąco. Kolejne uczucie które zaczęło do mnie docierać. Ledwo wypełzłam z tego dusznego pomieszczenia w którym sprzedaje się jak za starych dobrych czasów – za ladą, i dotarło do mnie. Co? Magiczne słowo na W.
wątroba

więzadło karkowe

woreczek żółciowy

worki powietrzne

węchomózgowie

wstawka

wsierdzie

Wesibulum Waginae
Wakacje.

Wakacje ?

W mojej głowie zabrzmiało to przerażająco i odbiło się wielką pustką po trzewiach. Strach przed kolejnym nawet zaplanowanym od A do Z dniem występował u mnie za każdym razem, a teraz nie dość, że mam przed sobą przerażające słowo na W, to jeszcze nie wiem co ze sobą zrobić jutro pojutrze i przez cały kolejny tydzień. Jak nigdy nic nie zaplanowałam. Tak jakby moje życie miało się skończyć na Biskupinie o 9:00, 3.07.15 r. Nie mogłam pozbierać myśli do kupy, idąc na przystanek nie wiedziałam nawet w jakim celu wogóle kieruję swoje kroki w tę stronę, po co wogóle będę wsiadać do tramwaju, a tym bardziej, gdzie będę wysiadać. Zwykle gdy człowiek nie wie co ze sobą zrobić po pracy/zajęciach/lekcjach idzie do domu. Zaraz. Przecież ja tu nawet nie mieszkam. Wszystko co mam, mam w swojej torebce, jak ślimak chodzę z domkiem na ramieniu. Usiadłam. Próbowałam pozbierać myśli, jednoczeście miałam nadzieje, że mający nadjechać tramwaj, da mi czas do namysłu.
1. Kim jestem i do czego służę

2. Szybko znajdź cel

3. Wymyśl przystanek
Tramwaj dawał mi bardzo dużo czasu, i gdyby nie przejeżdżający przede mną autobus z dziwnym numerem, nie zorientowałabym się, że coś jest nie tak. Właściwie jakby się lepiej przyjżeć, to przystanek na którym siedziałam nie wyglądał zbyt naturalnie, ale byłam zbyt otępiała, żeby to zauważyć. Brak rozkładów a słup z nazwą przystanku zaklejony był taśmą izolacyjną.
Tym bardziej nie wiem co zrobić.
Czy może siedzieć i próbować myśleć, czy może znaleźć przystanek autobusowy. W skrócie: cel pal, idę, znajduję, on nadjeżdża, ja jadę. wysiadam.

PKP.
Gdy już podjełam decyzję, że czas wracać, słyszę komunikat. „Pociąg Chełmoński ( jak na złość znowu ten człowiek) jest opóźniony 120 minut za opóźnienie przepraszamy”

Tego nie planowałam. Co teraz, zaraz zaraz tyle czasu. nie wiem to straszne. co ja zrobie nie wiem nie wiem.

Stop.

Brak zdolności podjęcia szybkiej i jednoznacznej decyzji jest moją dewizą. Gubię się jak 2 letnie dziecko w Supermarkecie. Rodzice poszli na konserwy a ja dalej przy tych słodyczach, patrzę, i patrzę, i ślinię się i nie myślę.

Ze względu na brak pomysłów poszłam cierpieć w empiku, chodziłam od półki do półki, przeglądając nie interesujące mnie książki. Gdyby pojawiła się książka o mnie, zatytułowana była byn”jak skutecznie marnować czas”. dewiza numer dwa.
Cały czas ta okropna pustka, spotęgowana tym, że nie wiem czy mój pociąg wogóle nadjedzie. Niby komunikat twierdzi, że opóznienie 120 min, ale ja wiem, i czuje, że on wcale nie zamierza przyjechać. Na złość mnie. W końcu rzeczy martwe są złośliwe, a jeszcze gdy mają coś wspólnego z ludźmi, to już wogóle. Mam klaustrofobiczne myśli, że czas się zatrzymał, a ja utknęłam w martwym punkcie i nic już nie stanie się przez całą wieczność. Przez całą wieczność, a do śmierci będę czekać na dworcu na pociąg do domu. A w domu nikt już nie będzie czekał bo wszyscy o mnie zapomnieli i umarli, albo zniknie i wysiąde w swoim mieście jak w zupełnie obcym miejscu i wszystkie twarze będą obce, ludzie nie będą chcieli mi pomóc, lub nie będą wiedzieli jak. Jak zagubione dziecko w Parku Jordana, wbiegło do parku najszczęśliwsze na świecie, gdy przeszło przez bramę poczuło wolność. Ujrzało jedną jedyną wolną huśtawkę i zapomniało o rzeczywistości. Zaczęło się huśtać bardzo wysoko i z góry zaczęło wypatrywać rodziców. Rodziców nie było. I po fali szczęścia przychodzi pustka. Pustka samotności. Gdzie jest tata i mama ? A huśtawka nie chce się zatrzymać. Dziecko zeskakuje i rozpaczliwie woła. Taaatooo, maaamooo. Ale ich nie ma. I co teraz? Dziecko, co może dziecko. Zaczepia innego Tatusia, który szedł z małą dziewczynką i chłopczykiem i mówi”Przepraszam, widział Pan mojego Tatusia, zgubiłam się”, „A jak wygląda Twój tatuś? ” pyta człowiek. „Mój tata jest wysoki, ma krótkie i ciemne włosy”, i wtedy dziecko zdaje sobie sprawe, że to nie wystarczy, i że ten Pan wcale nie pomoże mu znaleźć tatusia. Jest obcy i nie zna go, a tym bardziej nie pozna po tym niewiele mówiącym opisie. Wtedy dziecko zdaje sobie sprawe, że jest bezradne i nie jest sobie w stanie pomóc. Wie, że rodzice o nim nie zapomnieli, ale w danej chwili się zdematerializowali. Dziecko pierwszy raz doświadcza samotności, pierwszy raz czuje choć nie potrafi tego nazwać, że straciło część siebie.

Nie na długo, bo zza rogu wychodzą rodzice, mama jest zmartwiona, a tata zły, daje lekkiego klapsa i dziecko zaczyna płakać. Płacze bo przestraszyło się tego co go spotkało. Tych 10 minut straty i samotności. 10 minut nieobecności.

Płacze ale jest spokojne.

Bo jest już w domu.
I dobrze, że nie wie, jakiej ogromnej straty to uczucie jest namiastką.
Zaraz. Podobno się obudziłam.

Czy to naprawde był sen ?

Czy.. kim ja byłam ?

Gdzie podziały się moje myśli i zdolność do analizowania?

Gdzie moje marzenia?

A gdzie pomysły na życie i sens istnienia.
Zapętliłam się Strachem na PKP.